Californication to jedna z tych produkcji do których obejrzenia zabierałam się miesiącami, jak nie latami. Zachęcona (głównie męskimi) entuzjastycznymi peanami pochwalnymi, postanowiłam, że nadszedł czas aby wreszcie zmierzyć się z tą legendą zajebistości. I takim też sposobem przepadłam na całe siedem sezonów z „ulubionym” typem faceta każdej kobiety – Hank’iem Moody’m. Niedojrzałym, roztropnym, rozwiązłym, pachnącym wczorajszymi perfumami i jeszcze bardziej wczorajszym alkoholem Hank’iem, który utożsamiając wszystkie możliwie najgorsze cechy świata…przyciąga kobiety jak magnes.
Bo któż z nas zrozumie płeć piękną i powody dla których zadurzamy się w najbardziej nieodpowiednich, męskich osobnikach?
Po wielu godzinach spędzonych przed ekranem telewizora stwierdzam, że serial można podzielić – zachowując ducha produkcji – na trzy etapy: genialną grę wstępną, kiepski akt środkowy i całkiem, całkiem poprawny finał. Choć nie ukrywam, miewałam momenty nudy (szczególnie gdzieś w okolicy piątego sezonu) – a ciągły miłosny rollercoaster pomiędzy Karen i Hankiem doprowadzał mnie do fabularnego porzygu, czytając napisy końcowe ostatniego odcinka siódmego sezonu w mojej głowie wybrzmiało pytanie „Co ja teraz, k%@#a, zrobię ze swoim życiem?!”.
A musicie wiedzieć, że takie pytanie zawsze oznacza dobrą produkcję, która na długo zapada w pamięci, pozostawiając rozdzierającą pustkę niedosytu.
Idąc tym tropem przedstawiam Wam 5 powodów dla których warto przenieść się do słonecznego Miasta Aniołów, pełnego chętnych kobiet, niezliczonej ilości alkoholu i przygód, o jakich nie chcielibyście opowiadać swoim dzieciom.
Po 1: Niecodzienne akcje zabarwione erotyką
Okey… ten tytuł – umówmy się – to drobne nieporozumienie. „Zabarwione erotyką” – cóż, Californication zabarwione na pewno nie jest, a jeżeli już zostajemy przy tego typu nomenklaturze, to rzekłabym bardziej -„przesiąknięte do granic możliwości, najbardziej oczojebnym burdelowym kolorem w odcieniu bordo, który świeci w ciemnej uliczce z napisem „GO GO”. Nie wiem czy serial podlega pod soft porno, ale to ile naoglądałam się pięknych piersi, jędrnych pośladków i płaskich brzuszków to moje! Praktycznie w każdym odcinku mierzymy się z nagością, scenami seksu czy też przechwalaniem się głównych bohaterów łóżkowymi umiejętnościami. Kto nie jest gotów na tak dużą dawkę erotyzmu niech zamilknie na wieki a Ci, którzy przyjmują wyzwanie niech wiedzą, że zostaną odpowiednio nagrodzeni genialnymi akcjami z seksem w tle. W trakcie seansu wielokrotnie uśmiechałam się pod nosem zaskoczona obrotem spraw, podczas których zwykły trójkąt wymykał się spod kontroli, wykorzystanie batonika typu Snickers przyjmowało zupełnie inne zastosowanie, a przypadkowy lodzik kończył się życiową traumą. Zaintrygowani? Bardzo dobrze – tak trzymać, bo jedziemy dalej!
Po 2: „That’s right madafakaaaa” – czyli dialogi
Californication, chcąc nie chcąc, to swego rodzaju legenda, i jak każda szanująca się legenda posiada kultowe dialogi bądź powiedzonka, które na długo po zakończeniu seansu rozbrzmiewają pod naszym nosem. Moim numerem jeden jest legendarne „madafakaaa” wypowiadane przez Moody’ego w najmniej oczekiwanych momentach serialu. Co by nie mówić będzie mi tego mocno brakować, dokładnie tak jak Charliemu w poniższej scenie:
Na drugim miejscu bezapelacyjnie umieszczam pokrzywdzonego wyżej Charliego Runkle, który pełni w serialu rolę agenta Hank’iego Moody. Wypowiadane przez niego na cały głos „I have an offer for you!!!” za każdym razem, gdy składa intratną propozycję Moodiemu na dobre wpisało się w scenariusz i zostało regularnie przemycane do fabuły.
Po za tego typu smaczkami, serial to istna kopalnia genialnych dialogów, ripost i sarkazmów, które z powodzeniem można przenieść do własnego życia, aby choć na chwilę poczuć się jak Pan i władca tego świata.
Po 3: Stephen Tobolowsky, Pamela Adlon oraz Evan Handler
W tym momencie zgrabnie przechodzimy do punktu trzeciego, którym jest moja ulubiona trójca aktorów Californication. Evan, Pamela oraz Stephan to diabelski trójkąt, który, moim skromnym zdaniem, zasługuje na oscara.
Dwójkę z nich – Pamelę oraz Evana miałam okazję poznać przy wcześniejszych seansach filmowych. Handlera zapamiętałam jako uroczego, przykładnego męża Charlotte z „Seksu w Wielkim Mieście”, a cudownie zachrypnięty głos Adlon usłyszałam po raz pierwszy w romantycznej komedii „Usłane Różami” z Christianem Slater’em w roli głównej. Jakże wielkie było moje zaskoczenie, gdy zobaczyłam ich w totalnie odmiennych rolach, które swoim pozytywnym zakręceniem, szaleństwem seksualnym i dziwnym napięciem erotycznym pomiędzy sobą, wielokrotnie doprowadzały mnie do głośnego HA HA przed ekranem telewizora.
W kontekście gry aktorskiej celowo pomijam Duchovnego, gdyż jego rola – choć bardzo dobra – nie wzbudziła we mnie aż tak wielkiego entuzjazmu, jak umiejętności aktorskie wyżej wymienionej trójki. Zresztą…co by nie mówić, Hank Moody to trochę taki David Duchovny, który jak wszyscy wiemy w życiu prywatnym prowadził własną walkę z uzależnieniem od…seksu. Czy widzicie kogoś bardziej odpowiedniego do tej roli?
Po 4: Palmy, kobiety w bikini i zachody słońca
Los Angeles Baby! Któż z nas nie chciałby choć raz napić się drinka w jednym z miejscowych fancy barów, oglądać zachody słońca na tylnym siedzeniu swojego porshe, czy też przejechać się po słynnym Sunset Boulvard podziwiając wypasione chaty właścicieli, z jeszcze bardziej wypasionym portfelem?
Choć podróż do Bevery Hills w naszym życiu aktualnie jest zaszufladkowana w sferze marzeń, a bogate chaty możemy sobie pooglądać na Gooogle Maps, nic nie staje na przeszkodzie aby na parę dobrych godzin przenieść się z Californication w świat bogactwa, wiecznie niebieskiego nieba i przepięknych kobiet.
Po 5: Soundtrack
Californication to jeden z tych seriali, gdzie muzyka staje się nieodłącznym elementem odpowiadającym za sukces produkcji. To dzięki idealnie dobranym dźwiękom możemy podwójnie przeżywać kolejną porażkę Hanka, romantyczne chwile z Karen czy poczuć wiatr we włosach, gdy główny bohater zmierza w kierunku słońca swoim ulubionym Porshe. Co ciekawe większość utworów użytych w filmie stoi w przeciwieństwie do erotycznego szaleństwa – piosenki są spokojne, wręcz nostalgiczne. Tak jakby przypominały nam widzom, a szczególnie głównemu bohaterowi, co w życiu finalnie jest najważniejsze – rodzina, święty spokój i bycie dojrzałym mężczyzną (w końcu!).
My Morning Jacket – Rocket Man
Gus Black – Paranoid
The Rolling Stones – You Can’t Always Get What You Want
Tommy Stinson – Light of Day
Pozostałe z serii: